środa, 25 czerwca 2014

Mama to nie jest to samo co tato :)




To miał być krótki wpis z okazji Dnia Taty. Czyli powinien pojawić się dwa dni temu. Jednak kiedy zaczęłam zastanawiać się nad rolą taty, nagle okazało się, że nie może być krótko. Czuję, że jestem to winna zarówno swojemu tacie jak i mężowi.

czytaj dalej TUTAJ

Przypomniał mi się pewien wieczór, nie tak dawno temu, gdy oglądałam "Halę Odlotów" na TVP Kultura. Bardzo lubię oglądać ten program, oczywiście o ile rozmówcy za bardzo na siebie nie krzyczą. Tym razem było trochę krzyku, ponieważ temat był niezwykle emocjonujący - sytuacja kobiet (głównie matek) w Polsce. Jak tu nie krzyczeć...? 
Mąż musiał ze mną oglądać, czy chciał, czy nie chciał (mały salon, jeden telewizor, pilot rulez). Raczej nie chciał. Ale oglądał, pytając co chwila czy już mi wystarczy. W pewnym momencie padło zdanie (lub sugestia, już nie pamiętam) "To oczywiste, że matki mają w tym kraju gorzej niż ojcowie", na co mąż westchnął sarkastycznie "Nie jestem pewien". Z początku miałam ochotę się oburzyć (jak on śmie!), a następnie zacząć wymieniać powody, dla których absolutnie nie ma prawa wygłaszać takich sądów. Prawdopodobnie szybko przerodziłoby się to w wojnę na argumenty typu "zmieniałam dziś Młodszej pieluchę 5 razy!". Postanowiłam więc trzymać język za zębami. Wzięłam głęboki oddech i... cichutko przyznałam mężowi rację. Sytuacja ojców w Polsce (podobnie jak matek) jest nie do pozazdroszczenia.

Tutaj zaznaczę, że jest to post subiektywny (jak każdy na blogu; jednak czuję, że powinnam tutaj o tym przypomnieć). Piszę o tym, co znam (jako córka, żona i matka) oraz o swoich przemyśleniach związanych z tym, co znam. Większości spraw prawdopodobnie nie poruszę i będę się starała nie popadać za bardzo w dygresje.

Nasz (Polaków) podstawowy problem leży w naszej historii. Brzmi to jak frazes, mam tego świadomość. Przyzwyczailiśmy się już tłumaczyć wszystkie narodowe (i nie tylko) problemy naszą historią. Ciężko już tego słuchać. Jednak w przypadku postrzegania ról ojców i matek uważam to za argument jak najbardziej uzasadniony. W naszej historii POKOLENIA wychowywały się bez ojców. Nie było to związane jedynie z tym, że ginęli. Wystarczy, że byli oddani pracy w podziemiu - to czyniło z nich ojców nieobecnych. W rezultacie matki zmuszone były przejąć wszystkie obowiązki - utrzymania rodziny, wychowania dzieci, zapewnienia im poczucia bezpieczeństwa. Czego uczyły się dzieci? Chłopcy z pewnością nie uczyli się jak być ojcami. Przyzwyczajali się, by polegać na kobietach. Dziewczynki wiedziały, że jako kobiety będą musiały być samowystarczalne. Nie mogą polegać na mężczyźnie, którego może zabraknąć w każdej chwili. Skąd syndrom "Matki Polki"...? Społeczny i często wewnętrzny przymus by sobie poradzić we wszystkich rolach? Matki, żony, gospodyni, pracownika... Tak zostały ukształtowane pokolenia. A w tym wszystkim ojcowie, często zagubieni, często coraz bardziej świadomi swej roli. Z jednej strony podskórnie czujący, że utrzymanie rodziny to jednak ich obowiązek, z drugiej - że powinni być zaangażowani w wychowanie dzieci. Nie tylko "zaangażowani". Powinni współuczestniczyć. Ale co to właściwie znaczy? Czy naprawdę mają taką możliwość? Nie chodzi tu tylko o matki, które do perfekcji opanowały radzenie sobie ze wszystkim (nie będę tu wnikała we frustracje jakie przeżywają; to jest post o ojcach) i podświadomie mogą nie pozwalać ojcu na zbyt wiele. Jest to coś co odkrywam w sobie ostatnio. Ciągłe "nie rób tego tak...", "musimy takie rzeczy konsultować...", "nie możesz z nimi tego robić, to niebezpieczne...", "nie podnoś głosu...". Jak ma odnaleźć się ojciec w tym ciągłym "nie tak"? 
Chodzi tu również o to, ile wysiłku musi włożyć mężczyzna w to, by utrzymać rodzinę. Przypominam raz jeszcze - piszę subiektywnie. Osiem, dziesięć, czasem dwanaście i więcej godzin w pracy, w stresie. Świadomość, że to wciąż za mało. Powrót do domu, a tam matka, często sfrustrowana, która tylko czeka, by ojciec odciążył ją, zajął się dziećmi. Z frustracji we frustrację. Gdzie czas na zrelaksowane, spokojne ojcostwo? Radość z bycia z dziećmi? Gubi się w tym wszystkim. Zdecydowanie - zarówno macierzyństwo jak i "tacierzyństwo" w tym kraju nie jest łatwe.

Bardzo kocham mojego tatę. Podziwiam go za to, że był w stanie przekazać mi coś, czego prawdopodobnie sam nie doświadczył (i może nadal nie doświadcza) - poczucie bezpieczeństwa. Podziwiam go za to, jakim stał się człowiekiem biorąc pod uwagę z jakiej pochodził rodziny. Domu, gdzie tata został zdominowany przez mamę do tego stopnia, że całkowicie wycofał się z relacji z synami. Mój tata musiał nauczyć się sam jak być ojcem. Popełnił mnóstwo błędów. Gdy dorosłam, wiele rzeczy musiałam w sobie przepracować, wiele zrozumieć i wybaczyć. Rzadko mówił, że kocha - nikt go tego nie nauczył. Myślę, że nadal uważa, że miłość wyraża się wyłącznie w czynach - utrzymywaniu rodziny lub w tym, że zawsze można na niego liczyć. Czasem gdy patrzę na niego, kiedy bawi się z Księżniczkami, mam wrażenie, że widzę innego człowieka. Przy nich łagodnieje, ubywa mu lat. Przypomina mi się tata, który codziennie po powrocie z pracy bawił się ze mną cały wieczór. Niestety musiał zacząć więcej pracować i na zabawy z dziećmi było coraz mniej czasu.

Podobno kobiety wybierają partnerów życiowych podobnych do swoich ojców. Biorąc to pod uwagę, myślę, że mój tata jest bliski ideału :) 




Pragnę jeszcze dodać (gdyż uważam, że pod takim postem jest to konieczne), że znam kobiety, które wychowywały się bez ojców i są teraz wspaniałymi, pewnymi siebie kobietami i cudownymi matkami. Podobnie mężczyzn, którzy pozbawieni w dzieciństwie wsparcia ojca, potrafią być dla swych dzieci ostoją i wzorem do naśladowania.
W prasie anglojęzycznej, w artykułach poświęconych roli ojca w rozwoju dziecka, pojawia się najczęściej sformułowanie "father figure" - autorytet, postać ojca, ktoś pełniący jego rolę. Dziecko nie posiadające biologicznego ojca, nie jest skazane na nie posiadanie taty.

Z



1 komentarz:

  1. Ciekawe spostrzeżenie - nie przyszło by mi do głowy, że problemy z ojcostwem mogą mieć źródło w historii. Fajny tekst :)

    OdpowiedzUsuń